Problemy. BadGirl3. zapytał (a) 04.09.2016 o 09:08. Co mam zrobić? Nie daje rady.. Założyłam kanał na YT. Po kilku dniach zaczęło się.. niektórzy zaczęli mnie hejtowac. Były to osoby które znam od dziecka i z którymi normalnie gadam w szkole i chodzę do klasy. Lecz byly też osoby ktore znałam tylko z widzenia ze szkoły, nigdy Oj, biedactwo ty moje! Pogłaskałabym cię po główce i przytuliła, bo życie jest takie paskudne i nic się w nim nie dzieje! Wokół tylko szare budynki, ci sami nudni ludzie i wkurzający szef. Nikt nie zasłużył na tak miałkie życie. To absolutnie nie jest twoja wina, przecież jesteś ciekawą, inteligentną osobą, to ze światem jest coś nie tak! Gówno prawda. To jest twoja wina, pieprzony malkontencie. Weź się w garść, dobra? Już ja cię nauczę! To może najpierw o mnie, bo to mój tekst czytasz i to najwyraźniej w jakimś celu. W przyszłym tygodniu skończę dwadzieścia sześć lat. W ubiegłym miesiącu zrezygnowałam z pracy na etacie. Nie mam żadnych oszczędności. Państwo oferuje mi na szczęście ubezpieczenie jako osobie bezrobotnej oraz dotacje na założenie działalności gospodarczej. Mam głowę na karku, w 90% wypełnioną pomysłami, a w 10% obawami. W sercu marsza gra mi wolność, ale w weekend i tak rzucam wszystko i jadę w Bieszczady, w maju prawdopodobnie wybieram się do Warszawy, w lipcu jadę na 10 dni na Mazury oraz najprawdopodobniej w Tatry, w sierpniu – Sopot, we wrześniu – Londyn?, a w listopadzie powinnam wylądować na co najmniej 4 dni w Krakowie. Nie jeździłam tyle nawet pracując w wydawnictwie podróżniczym. Facebook pokazuje mi, że od stycznia poznałam siedemdziesiąt nowych osób, tyle samo polubiło mój blog na przełomie marca i kwietnia. Nie jestem przemęczona, wysypiam się wreszcie solidnie, nie chcę za bardzo narzekać, a gdybym już chciała, to nie mam na co. W tym momencie naprawdę wiem, że ze wszystkim sobie poradzę, nie od razu, powolutku, ale z uśmiechem na twarzy. Myślicie, że jestem szalona? Myślicie, że mnie obchodzi to, co myślicie? Brutalna prawda o byciu szczęśliwym jest taka, że nasz komfort uzależniamy bardzo często od oczekiwań ludzi, którzy nas otaczają. Chcemy, by dobrze o nas myśleli, więc marnujemy nasz własny czas (najcenniejszy surowiec w tym uniwersum, kochani!), by spełnić ich wymagania. Pragniemy być przez nich lubiani, akceptowani, bo jeśli nie, to kto nam pomoże? Kto nas wesprze w trudnej sytuacji? Wyobraźcie sobie, ze nawet, jeśli przez całe życie będziemy komuś pomagać i latać wokół niego z wywieszonym jęzorem, będąc na każde skinienie, ta osoba i tak może nas zawieźć, gdy my będziemy jej potrzebowali. A co z tego, jeśli inni powiedzą, że jesteśmy egoistycznymi borsukami albo niewdzięcznymi kapibarami? Może jesteśmy, i co? Jeśli nie ty zadbasz o siebie, to nikt inny za ciebie tego nie zrobi. Ale jeśli ty nie zatroszczysz się o swój własny czas i swoje własne priorytety, zrobi to kto inny. Dostosowując je pod siebie. Bo jeśli po ośmiu godzinach pracy przychodzisz do domu i snujesz się z kąta w kąt, ktoś z rodziny na przykład nie będzie miał skrupułów, żeby wetknąć ci dziecko do opieki, choć nie masz na to najmniejszej ochoty. Jeśli nie masz odwagi powiedzieć szefowi w pracy, że nie chcesz wypełniać nowych obowiązków, to będziesz je wypełniać. A gdy ktoś cię irytuje swoją paplaniną, a ty nie powiesz mu, żeby zamknął twarz, bo boisz się, że ta osoba się obrazi (sic!), to dalej czeka cię wysłuchiwanie głupot. Czy już wiesz, dlaczego w Twoim życiu nic się nie dzieje? Dalej uważasz, że to nie jest Twoja wina? Okej, to teraz ja posłucham Twoich wymówek. Nie mam kasy Brakuje mi pieniędzy, żeby gdzieś pojechać. (Ale żeby sobie pójść codziennie na obiad za pięćdziesiąt złotych to spoko). To była moja wymówka praktycznie od urodzenia do zeszłego roku, przez ćwierć wieku, dacie wiarę? Człowiek strasznie wolno uczy się nowych rzeczy. Zdobywanie kasy samej w sobie jest genialną przygodą, obfitującą w całkiem sporo emocji. Ostatnie lata mojej kariery zawodowej uświadomiły mi, że kasy się nie zarabia, tylko kasę się organizuje. Do tego dochodzi kwestia priorytetów i chęci, ale jeśli zaplanujesz sobie wyjazd na lipiec, to od stycznia jesteś w stanie po prostu odłożyć te pieniądze – to najprostsza droga. Czasami okazuje się, że na wyjazd na drugi koniec Polski na długi weekend wystarczy Ci 300 zł! To naprawdę tak dużo? Nie mam czasu A prowadzisz kalendarz? Bo właściwa odpowiedź brzmi: mam czas, co prawda dopiero za dwa miesiące, ale wtedy akurat widzę puste rubryczki w moim organizerze. Jeśli nie potrafisz ogarnąć swojego kalendarza Google albo papierowego harmonogramu, to jest coś z Tobą faktycznie nie tak. Nie masz pojęcia, ile czasu przepierdalasz, więc może najpierw to sprawdź, potem zaplanuj kilkanaście minut na dziwienie się i mówienie wszystkim dookoła, jakie życie jest jednak proste i fajne, jak się człowiek zorganizuje, a potem zacznij korzystać z planowania! Przejrzyj sobie ten rok, wyznacz czas na urlop, poszukaj dłuższych weekendów i imprez, które się wówczas odbywają, po czym jedź na te najbardziej interesujące! A za dnia – naprawdę nie znajdziesz dwóch, trzech godzinek raz w tygodniu na robienie czegoś nowego po pracy? Może sport, kurs gotowania, pisanie książki albo bloga, cokolwiek poza gapieniem się w telefon…? Nie mam z kim Pewnie dlatego, że jesteś za fajna. Zarabiasz tyle i tyle, nie będziesz zadawać się z kimś, kto zarabia mniej. A może masz doktorat z tego i z tego, więc osoby z wykształceniem średnim z góry traktujesz jako opóźnione intelektualnie. Z tamtą laską też się nie będziesz przyjaźnić, bo ma kolczyk w złym miejscu i nazywa ludzi chorymi pojebami, a to przecież takie bez klasy czy taktu. Poza tym w twoim wieku to większość już jest ohajtanych i dzieciatych, więc naprawdę trudno o nowych znajomych z podobnego rocznika. Hm, a może skumpluj się z kimś 10, 20 lat starszym albo młodszym od siebie? Odrzuć swoją dumę i uprzedzenia, ludzie są ciekawi niezależnie od tego, czy ich zainteresowania, religia albo statut społeczny pokrywają się z Twoim. Często wręcz przeciwnie. Zanim kogoś ocenisz i zdyskwalifikujesz, spróbuj go poznać. Mieszkasz w małej miejscowości? Spróbuj Internetu. Nikt nie chce Cię zaprosić na piwo w dużej miejscowości? Sama kogoś zaproś, jak nie na piwo, to na planszówki. Nie czekaj, aż ktoś przejmie inicjatywę, sama inicjuj! Wyjdź człowiekowi naprzeciw z uśmiechem na twarzy, bo wszyscy mamy takie same potrzeby. Chcemy mieć z kim porozmawiać, obejrzeć serial, zjeść popcorn, pogadać o codzienności, bez względu na to, ile mamy lat! A już ostatecznie: czy naprawdę potrzebujesz człowieka do wszystkiego? Nie możesz mieć jakiegoś zajęcia, którego podejmiesz się samodzielnie? Samotne wyprawy przecież też są cudowne! Oto moje wiosenne przesłanie. (Zimą pewnie bym powiedziała, że życie jest do dupy i nie warto się starać o cokolwiek, i tak wszyscy umrzemy). No ale wiecie, ile razy można komuś powtarzać, żeby się ogarnął, skoro można napisać to raz i potem tylko wysyłać mu linka? Trochę mi głupio, że zrzuciłam na Was tekst na grubo ponad tysiąc dwieście słów, ale jeśli obrana tutaj filozofia do Was w miarę przemawia, to polecam jako lekturę dopełniającą książkę Rafaela Santandreu Być szczęśliwym na Alasce. Uwaga: wewnątrz nie ma ani jednego słowa o Alasce. Za to sporo o byciu szczęśliwym albo przynajmniej o skończeniu ze szkodliwym, malkontenckim pierdoleniem. Na koniec jeszcze jedna myśl do rozważenia, a propos zastanawiania się, dlaczego w Twoim życiu nic się nie dzieje. Może nie jesteś w istocie typem, który lubi przygody, nowych ludzi, ciekawe doznania…? Może pasuje ci bura codzienność, ludzie, których spotykasz codziennie, nie potrzebujesz wcale nowości. Netflix, piwko i kanapa w domu też ma swój urok, zawsze można popisać z jakimś starym znajomym na fejsie… Ja nie mówię, że to jest złe, rozumiemy się? I nie chcę, żebyś to rzucił, jeśli taki tryb życia ci odpowiada. Ale zrozum to, zaakceptuj i przestań gadać na około, że tak ci źle i niewygodnie, i przykro, i ciągle coś nie tak, bo… to twój wybór. Stałość, pewna doza rutyny, zaufane grono znajomych – w tym nie ma nic złego, a jeśli ktoś z tego powodu ci ciśnie, więc udajesz, że ci to nie pasuje, skończ z tym. Po prostu bądź ze sobą szczery. Ale wyjdź z chałupy od czasu do czasu, bo słońce pięknie świeci i warto pooddychać świeżym powietrzem. Pozdro! Jeśli tekst Ci się spodobał, daj mi kopa do kolejnych tekstów – zasadź mi lajka na fanpage.

Z badań wynika, że 80 proc. opiekunów jest w stanie wyłapać początek otępienia, zauważyć, że coś niedobrego dzieje się z podopiecznym, a potem rejestrować każdą zmianę w jego zachowaniu. Ale może się zdarzyć, że chory nie wyrazi zgody na wejście opiekuna do gabinetu.

Nadzieja wbrew nadziei – Tekst Martha Stark – Jak nie szkodzić sobie w życiu? Albert Einstein mówił, że szaleństwem jest robienie wciąż tego samego i oczekiwania innych rezultatów. Na tym polega nieustępliwa nadzieja. Ujawnia ją młody mężczyzna, który nie ustępuje w dążeniach, choć wie, że obiekt jego pragnień nie chce mieć z nim nic do czynienia. Albo kobieta, która poświęca wszystko dla pracy, łudząc się, że zostanie doceniona przez szefa i otrzyma podwyżkę, choć szef znany jest ze swego skąpstwa. Taka nieustępliwa nadzieja stanowi obronę przed poczuciem żalu i rozpaczą. Pozwala uniknąć bólu i rozczarowania ludźmi, zwłaszcza tymi, którzy znaczą dla nas najwięcej. Trzymamy się uporczywej wiary, że jednak uda nam się zmienić bliską osobę w taką, jaką chcielibyśmy, żeby była. A z drugiej strony ogarnia nas nieustępliwa wściekłość, kiedy uświadamiamy sobie, że mimo wysiłków i żarliwego pragnienia być może nigdy nam się to nie uda. Nawet jeśli spotykamy kogoś dobrego na swej drodze, to mamy nieodpartą potrzebę, by odtworzyć w tej nowej relacji “starego złego”, czyli osobę, która nas zawiodła, skrzywdziła, opuściła, a potem za wszelką cenę próbujemy ją zmienić. Bo takie relacje znamy, w nich paradoksalnie czujemy się bezpiecznie. Dobrze oddają ten mechanizm słowa piosenki Warnera Zenova: “Jeśli mnie nie opuścisz, znajdę kogoś, kto to zrobi”. Szukając nadziei do potwierdzenia Można by przypuszczać, że kobieta, która doznała wielu cierpień od rodzica alkoholika nie będzie poszukiwała tego typu partnera, by spędzić z nim resztę życia. Będzie szukała partnera, który nie pije, nie jest uzależniony i sama będzie brzydziła się alkoholem. Dzieję się jednak inaczej (nie jest to reguła) ale jest duże prawdopodobieństwo, że właśnie z takim partnerem się zwiąże. Będzie ponownie toczyć walkę o to, by ten partner zmienił się dla niej i przestał pić. Walkę już tą raz podjęła, gdy pił jej ojciec. Walkę tę przegrała, z dużym prawdopodobieństwiem finał kolejnej walki będzie taki sam. Tylko jedna z grup na facebooku Zupełnie nie potrafię zrozumieć osób, które dołączają do różnych grup facebookowych jak np: Toksyczne związki, Toksyczne relacje. Opisują swój problem, zaistniałą sytuację, po czym przeważnie w większości przypadków doradza tej osobie, która przechodzi podobne piekło. Jak można słuchać rozwiązań od osób, które znajdują się w podobnej sytuacji? Chyba tylko dla potwierdzenia: Nie przejmuj się też to przechodziłam, za niedługo będzie lepiej. Musisz być cierpliwa. To nie jest żadne rozwiązanie, tylko potwierdzenie i przyzwolenie na to by tkwić w tej toksycznej relacji dłużej. Owszem znajdują się też osoby, które przeszły przez to piekło i zachęcają, by zdecydowanie przerwać tę relację, ale to jest niewielki procent. Nie jest to złe, że taka grupa powstała, może i nawet dobrze, że taka jest. Przynajmniej widzisz, że nie jesteś jakimś wyjątkiem i ktoś ma podobny problem do Ciebie, można dostrzec nadzieję, że może coś się jeszcze zmienić. Natomiast pomocy wyjścia z tak toksycznej relacji szukałbym u specjalisty. Jeśli faktycznie chcesz zmienić sytuację, w której się znajdujesz, a nie szukasz tylko potwierdzenia, że jest to dobre – trzeba szukać rozwiązania znacznie dalej jak na grupie facebookowej. Warto przeczytać: Zmiana jest nieunikniona Rzeczy, których dla siebie nie robisz, a powinnaś Jutro będzie lepiej 10 które powinieneś przestać sobie robić Będzie mi miło, jeśli udostępnisz ten artykuł dalej! Dziękuje!
nerwica lęk stres samotność depresja psychoterapia nerwica natręctw lęki strach nerwica lękowa. NIE DAJE JUŻ RADY -mąż alkoholik. Witam wszystkich ! tak naprawdę nie wiem od czego mam zacząć Mam 31 lat, dwójkę dzieci w wieku lat 12 i 5. Od 13 lat jestem z mężem ktory jest alkoholikiem. Pozwole sobie napisać poprostu w
Mam 30 lat. Ojciec alkoholik, mama chora na schizofremię od lat. Niewiele pamiętam z dzeciństwa, wiem, że było ono koszmarem, ciągłe ucieczki z domu, potluczone talerze, powybijane szyby, ciągły lęk. Jak kiedyś ktoś powiedział " żeby to nie odbiło na ich dorosłym życiu" ( mam 4 rodzeństwa),wydawało mi się, że nie jest to możliwe, bo przecież mam silną psychikę. Teraz wiem jak bardzo się myliłam. Skończyłam liceum ekonomiczne, mimo iż uczyłam się dużo nie miałam najlepszych wyników, w każym bądź razie mnie one nie zadowalały, pewnie dlatego, że moje rodzeństwo miało z roku na rok świadectwa z paskiem, chciałam im dorównac. Mimo, iż szkole ciagle się stresowałałam ( brak pewności siebie, niska samoocena), wtedy był to jeszcze taki sters motywujący, zdecydowałam się iśc na studia, na które sama musiałam zarobic. Oszczędzałam wtedy każdy grosz, aby je skończyc, aby kiedś moje dzieci miały lepsze dzieciństwo, abym mogła zapewnic im, a także sobie poczucie bezpieczeństwa i niezlażeności. Zawsze chciałam byc niezależna. Skaldałm Cv a potem modliłam sie zeby ktoś czasem nie zadzownił, tak się bałam, bo przecież ja nic nie umiem. Nie było lekko, brak pracy coraz bardziej upewniał mnie, ze jestem do niczego. Za studia udalo mi się zarobic parę groszy wyjeżdzjąc za granice do cięzkiej pracy fizycznej i wówczas gdy zobaczyłam jak sie tam człowieka się traktuje, ogarnął mnie jeszcze wiekszy lek , poprostu wie wyobrażałm sobie w taki sposób zarabic na życie na dłuższą metę, to był koszmar poświęcanie resztek swoich sił, pozwalanie na poniżanie się, aby zarobic parę groszy. Mimo wszystko cieszyłam sie ze chociaż to mam, miałam nadzieję, że jak skończę studia a może w końcu znajdę jakąś pracę w Polsce, chociaz tracialm na to niadzieję. Mój stan psychiczny był coraz gorszy, zaczęłam miec problemy na studiach, strasznie panikowałam a sters był wrecz paraliżujący. Stwierdziałm, że nie dam rady i zdecydowałam się z nich zrezygnowac, ale wówczas mój stan byl jescze gorszy. Przecież tyle wysiłku nerwów włożyłam w to aby uzyskac ten tytuł mgr. nie dawałam sobie z tym coraz bardziej rady stwierdziłam, że jakoś muszę je skończyc bo inaczej calkiem zgłupieje, no i jakimś cudem udało mi się jeskończyc. Niestety po studiach nic się nie zmieniło, szukałam jakiejkolwiek pracy (chociaz wiem , że praca w hipermarkecie nie zadawalałaby mnie, wkońcu chciałam coś osiadnąc) jadnak nigdzie mnie nie chcieli. Po dwóch latach stwierdziłam , że to nie ma sensu, całkiem wycofałam sie z rynku pracy i tak jest do dzisiaj. Jednak do końca nie pogodziłam sie z tą sytuacja, a depresja ciąglę się poglębiała. nieprzespane noce, , brak sensu wstawania z łóżka, ogromy lęk o przyszlośc. Odizolowałam się całkiem od świata, bałam się wyjśc z domu i odezwac się do ludzi, miałam problemy z pamięcią i myśli samobójcze. Związałam się z człowiekiem bez ambicji, nie czuje się przy nim bezpiecznie, ale cóz z samą sobą nie czuję się bezpiecznie. Od początku wiedziałam , ze czeka mnie z nim ciezkie życie, ale cóż może wymagac taka jak ja. Jednak wciąz z nim byłam nie wiem sama dlaczego, może bałam sie samotności. Męczy mnie życie z nim ale wciaż z nim jestem bo w 2005 roku przyszeł na swiat nasz synek, myślałam , że może on doda motoru mojemu zyciu , ze zacznę coś robic, ale niestety, wcież nie miałam na nic sił a jeszcze doszedł lęk o jego przyszłośc. Wówczas byłam w takim stanie, że powiedziałam sobie, że jak nie dam sobie rady to się zabiję. Często zadaję sobie pytanie, czy Bóg istnieje, dlaczego ja się tak męczę na tym świecie, za jakie grzechy, całe moje życie jest takim koszmarem. Przestałam sobie radzic z czym kolwiek, umycie naczyc, posprzątanie, zrobienie dziecku jesc bylo dla mnie straszna problem rodził drugi i tak blędne stwierdziłam że dłuzej nie dam rady moje życie stalo się się koszmarem musiałam cos z tym zrobic. Po długim zastanawianiu się stwierdziłam ze muszę coś z tym zrobi bo oszaleję, z trudem wybralam sie do psychiatry i od dwóch lat jestem na antydepresantach. Psychicznie czuje się lepiej, ale boje się postawic jakiś krok do przodu, aby moje życie nabrało jakiegoś sensu, boje się iśc do pracy, boje się o przyszlośc. wiem, że jakies zajęcie zapewnie wplynęłoby pozytywnie na moj stan, ale jak mam znaleśc sobie pracę, skoro czuję sie do niczego? :(Pomóżcie proszę, bo obawiam się, ze jesli nic się nie zmieni w moim życiu depresja znowu mnie dopadnie, a kto ją przeszedł wie co to za straszna choroba, drugi raz tego nie przeżyję.
Każdy ma w życiu jakąś pustynię duchową. Ważne, byś odkrył swoją. Pustynia to nie termin geograficzny, ale obraz egzystencji człowieka, także dzisiaj. Pustynia jest w ludzkim życiu realnie obecna. Jest częścią człowieka, życia, każdego życia.
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2015-11-15 01:47:25 Ostatnio edytowany przez lastdream (2015-11-15 01:53:36) lastdream Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-11-15 Posty: 31 Temat: Nie daje sobie rady psychiczniePostaram sie skrócić jak najbardziej sie da. A więc przeżyłam dwa poważne związki, w sumie mozna powiedziec ze jeden, ten który zakonczył sie miesiąc temu. Tylko ze ten pierwszy dał mi duzo do myslenia przestałam patrzec na ludzi tak samo moj były nr 1 skrzwydził mnie strasznie, mozna powiedziec znęcał sie psychicznie. Zmienił mnie. Stałam sie wrażliwsza, bardziej potrzebowałam miłości, ciezko mi było sie otworzyć na kogoś nowego w sensie chłopaka bo bałam sie, ze znowu zostane skrzywdzona. I tak o to potem pojawił sie eks nr 2. Wiadomo początki super pięknie, ponad rok związku bez powazniejszych kłotni czy zerwań. Raz zerwaliśmy w zimie bo cos mu brakowało, ale po kilku dniach pisał, chciał wrocić. Pomyslalam okej w sumie to było głupie. Potem sobie zyliśmy az w maju znowu jemu sie wypaliło. To było juz powazniejsze rozstanie, mimo ze mielismy jako taki kontakt. Mówił ze juz nigdy do mnie nie wróci, że to koniec na zawsze. A jednak po 1,5 miesiąca pojechalismy razem nad jezioro i wrocilismy do siebie. Potem były najcudowniejsze wakacje w moim zyciu, no ideał chłopaka zrozumiałam ze musiał sobie dużo przemyśleć. Wspomniał ze przez tą przerwe pisał z taka dziewczyna ale to tylko pisanie ze nawet sie nie spotkali (to była jego stara znajoma, moja w sumie też kiedys dobrze sie kolegowałyśmy), ze dla zabicia czasu, ze nic nie zaczyło, ze ma słaba figurę ze jest takim 'fejmem' - jego słowa. Myslalam dobra miał prawo, tylko poprosiłam zeby wiecej z nia nie pisał. No i było okej az do pażdziernika mniej wiecej. Przestało mu zależeć, duzo kłotni, nie odzywaliśmy sie do siebie po kilka dni tak bez powodu (gdzie w wakacje jak sie nie odzywał pol dnia juz mi pisał ze kochanie przepraszam jestem dzisiaj zajęty itp), widziałam ze jesteśmy na skraju. Było tak ze raz obiecywał ze bedzie lepiej nazajutrz znowu miał wszystko gdzieś. W końcu nie wytrzymałam powiedzialam ze czuje sie jak niepotrzebny ktoś w tym związku ze mam dość i ze to koniec, on na spokojnie ze tez o tym myslal i chcial sam ze mna zerwac nastepnego dnia.. Mysle ok. I tak minał miesiąc. Ale co jest najgorsze? Ze mnie rozrywa z bolu. Zaczal sie spotykać z tą laską co z nią pisał wtedy na wiosne, ogolnie powiedzielismy sobie ze zero kontaktu nie chcemy sie widzieć itp. I tak wlasnie bedac wczoraj w klubie widzialam go jak całuje sie z nią. Na moich oczach metr ode mnie, jakby nigdy tego nie robili, ani me ani be do mnie głupie hej, nic i ciagle razem papuszki nierozłączki, za rączke itp. I wtedy cos we mnie pękło. Bo to jeszcze niedawno ja byłam na jej miejscu, to mnie dotykal i przytulał, a teraz byłam powietrzem. Chociaz kolezanki mowiły mi ze cos chwile na mnie zerka, przyglada sie, ale to jak z nia tanczył jak dotykał rozyrwało mnie od srodka... nie wiem czy są parą. Ale nie umiem sobie z tym poradzic szczególnie ze to ta dziewczyna gdzie mówil na nia takie słowa. Czuje sie jak gówno za przeproszeniem. Nie mam motywacji do zycia, nie czuje potrzeby zeby wstac rano. Po prostu spełniły sie wszystkie moje koszmary. Skrzywdzil mnie, nie potrafie komukolwiek znowu zaufać, otworzyć serce, boje sie kolejnego związku ze znowu zostane zdeptana.. Jak żyć? Nie wiem co robić, na prawde go kochałam, starałam sie zawsze, bylam dla niego dobra a i tak to za mało.. Byliśmy razem 2,5 roku. A on tak szybko znalazł sobie nową.. Czuje jakby ciązyło nade mną jakieś fatum, nie moge byc dluzej szczesliwa bo zaraz wszystko sie psuje.. Dodam jeszcze ze ja byłam jego pierwszą pod kazdym względem (on w sumie był moim pierwszym w sprawach intymnych), a w tamtej przerwie wiosennej miał łozkową przygode z taka przypadkową dziewczyną, jednorazowy numerek, zabolało jak mi o tym powiedział ale potem zrozumiałam szczególnie ze mnie przytulał mowil ze jestem najwazniejsza osoba w jego zyciu, ze kocha mnie najbardziej na swiecie.. a za miesiąc zerwaliśmy (powiedział mi o tym dopiero 3 miesiące po tym jak do siebie wrocilismy). Jestem w rozsypce, dziewczyny pomozcie 2 Odpowiedź przez ahrozumiem@ 2015-11-15 01:53:05 ahrozumiem@ Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-09-13 Posty: 315 Odp: Nie daje sobie rady psychicznieile on ma lat? 3 Odpowiedź przez 2015-11-15 01:54:03 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-11-15 Posty: 2 Odp: Nie daje sobie rady psychicznie szczerze ci powiem ze on się toba bawił odchodził wracał normalnie jak zabawkę;/ wspołczuje ci bo wiem co to znaczy kochać kogoś kto na to nie zasługuje sama jestem w tragicznym związku mój maż traktuje mnie jak powietrze jest tylko milutki jak ma ochotę na sex nic wiecej i przy tym nawet nie jest czuły wobec mnie ;/mamy razem córkę nie wspiera mnie od roku proszę go żebym mogła dorywczo choć pójsć do pracy lub nawet do szkoły nic zero reakcji ..dobrze zrobiłaś że się przełamałaś i skończyłaś ten toksyczny związek j tez muszę to zrobić moją pasją jest malowanie zazwyczaj maluje farbami lecz zdarza się ze również pastelami czy nawet same szkice ołówkiem kocham też jazdę konną oraz pływanie choć na poczatku nie wiem dlaczego nie mogłam się nauczyć pływać strasznie mi to pomału szło ale odkąd regularnie zaczełam ćwiczyc szybko się nauczyłam i teraz jest to dla mnie dziecinnie proste..aczkolwiek jak to kobieta kocham plotkować . 4 Odpowiedź przez lastdream 2015-11-15 01:55:32 lastdream Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-11-15 Posty: 31 Odp: Nie daje sobie rady psychiczniemamy prawie po 20 lat. Wiem ze to mało ale jednak jestem bardzo uczuciową osobą i nie umiem sie pogodzić ze ciagle przytrafia mi sie coś złego... Nie chce juz z nim byc zdałam sobie sprawe ze to juz nie jest ten sam chłopak którego tak kochałam, zmienił sie nie do poznania, jednak to nie zmienia faktu ze cierpie.. znowu 5 Odpowiedź przez lastdream 2015-11-15 01:58:51 lastdream Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-11-15 Posty: 31 Odp: Nie daje sobie rady psychicznieJustyna wiem to, ale jak mielismy wracac jak byly jakies takie akcje to po prostu był taki kochany ze nie mogłam, tak sie starał a potem.. Wszystko sie rozsypało 6 Odpowiedź przez ahrozumiem@ 2015-11-15 01:59:53 ahrozumiem@ Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-09-13 Posty: 315 Odp: Nie daje sobie rady psychicznieMnie zostawił po prawie 4 latach. Przez 3 miesiące jeszcze mamił , że wrócimy do siebie. Dwa razy poszliśmy do łóżka. Miałam myśli samobójcze, bo kochałam go najbardziej na świecie. Ból jest cały czas mimo , że minęło tyle czasu:/ łączę się z Tobą:/ a mam lat 24 7 Odpowiedź przez lastdream 2015-11-15 02:40:08 lastdream Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-11-15 Posty: 31 Odp: Nie daje sobie rady psychicznieahrozumiem wspólczuje Ci... Ja wiem ze my juz nigdy nie bedziemy razem, boli, ale wiem ze to niemożliwe po tym wszystkim. Przykre ze osoby ktore jeszcze niedawo tyle znaczyły dla nas i odwrotnie traktują jak powietrze i potrafią tak łatwo wszystko obrócić. Ale karma wróci, wierze w to 8 Odpowiedź przez lastdream 2015-11-19 17:26:48 lastdream Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-11-15 Posty: 31 Odp: Nie daje sobie rady psychicznieDowiedziałam się że się z nią spotyka i kręcą ze sobą... Nie sądziłam ze tak szybko znajdzie nową.. 9 Odpowiedź przez AnnaKrk 2015-11-19 22:25:55 AnnaKrk Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-11-08 Posty: 3 Odp: Nie daje sobie rady psychicznieWiesz,jeżeli on się tak zachowuje-to przynajmniej masz jasną sytuację,że najwyższy czas skupić się na własnym zyciu i realizacji własnych marzeń,bo domyslam się,że za rok o tej porze chciałabyś widzieć siebie stabilną emocjonalnie,z nowymi przemyslanymi pasjami i wierzącą,że poukładanie swojego zycia zawodowego i osobistego jest możliwe Trzymam kciuki za Ciebie 10 Odpowiedź przez josz 2015-11-20 02:04:35 josz Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-12-14 Posty: 4,533 Odp: Nie daje sobie rady psychicznieGdy on tak namiętnie całował tę dziewczynę stojąc tuż obok Ciebie, mogłaś radośnie przywitać się z nim i okazać lekkie zdumienie, dziwiąc się głośno, że jeszcze niedawno mówił, że ona ma taką kiepską figurę i w ogóle go nie pociąga, a mówią, że to kobieta zmienną jest, po czym życzyć im miłej zabawy ŻARTUJĘ, oczywiście, domyślam się, że czułaś się fatalnie i o to mu właśnie za kim płaczesz, przecież ten typ od dawna Cię lekceważył, zdradzał, a powyższym incydentem tylko udowodnił, że jest kompletnym dupkiem, niech teraz jego nowa panna zasmakuje tego go całkowicie, nie kontaktuj się z nim pod żadnym pozorem, nie odpowiadaj na jego ewentualne z rady AnnaKrk 11 Odpowiedź przez Ismena1976 2015-11-20 14:40:15 Ismena1976 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-11-03 Posty: 1,381 Odp: Nie daje sobie rady psychicznieWitam Cie pierwsze,nie masz czego zalowac-to w najwiekszym ,ze ten chlopak jest osoba,ktora bardzo szybko nudzi sie w zwiazku,jest niestabilny,kreci go wylacznie poczatek zwiazku-czyli ten tzw "high".Poza tym jest kompletnie niuczciwy,niegodny Cie i robilby to nadal ,gdybyscie nadal byli szczescie nie jestescie juz jak sie czujesz jest czyms zupelnie sie,tak jak wielu z sie przejsc przez ten okres "zaloby"jak najjkrocej i jak najmniej o tej tzw "zalobie "po zwiazku,spotkaj sie z sie jak najmniej analizowac jego osobe-jego poczynania,rozwazanie typu"co by bylo gdyby".Absolutnie nie proboj tez sie obwiniac-ze niby bylby inny jakbys robila tak ,a nie uwage musisz skupic na ten paskudny nastroj tak szybko nie sobie ,ze inni tez sie mysl na razie o nowym zwiazku-nie bylaby to przemyslana decyzja,a raczej akt sie,przejdz ten niefajny budowac siebie na nowo. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Witam serdecznie, piszę ponieważ juz nie daje sobie rady z tym wszystkim. Jestem z moim facetem 8 lat, między nami było różnie, od 1,5 roku jest koszmar. Jesteśmy krótko po ślubie. W skrócie opowiem że nie dałam mu nigdy powodu do zazdrości a on zarzuca mi że gdy jesteśmy na imprezie wpatruje się w facetów.
Czy dam radę?! Według Susan Jeffers wszystkie lęki można sprowadzić do tego jednego. Wszystkie wypływają z niepokoju i obawy, że nie dasz sobie rady z tym, co przyniesie Ci życie. „Gdybyś wiedziała/wiedział, że poradzisz sobie ze wszystkim, co ci się przytrafi, czego miałabyś/miałbyś się bać?”. Odpowiedź brzmi: „Niczego!”. W praktyce oznacza to, że możesz poradzić sobie ze wszystkimi lękami, nie starając się wpłynąć na sytuację zewnętrzną i nie kontrolując niczego w świecie zewnętrznym. Ilekroć poczujesz lęk, przypomnij sobie, że potrafisz poradzić sobie ze wszystkim, co ci się przydarzy. Wtedy lęk osłabnie, zmięknie i straci swoją potężną siłę. Pięć rzeczy, które musisz wiedzieć na temat lęku Żeby poradzić sobie z lękiem, warto poznać kilka prawd na jego temat. Według Jeffers jest ich pięć: Prawda numer 1: „Dopóki się rozwijasz, lęk zawsze będzie Ci towarzyszył”. Prawda numer 2: „Jedynym sposobem, by pozbyć się lęku przed działaniem, jest podjęcie wyzwania”. Prawda numer 3: „Tylko wtedy polubię siebie, kiedy ruszę się… i to zrobię”. Podjęcie aktywności pomaga nam poczuć się lepiej. Dostajemy przypływ energii i zyskujemy wiarę w siebie. Prawda numer 4: „Nie tylko ja odczuwam lęk, kiedy wkraczam na nowy teren. Każdy go odczuwa”. Prawda numer 5: „Przedzieranie się przez barierę lęku jest w sumie mniej przerażające niż życie w ciągłym strachu płynącym z poczucia bezradności”. Zaskakująca prawda Im bardziej czujemy się bezradni, tym silniejszy jest lęk płynący ze świadomości, że na świecie istnieją sytuacje, nad którymi nie mamy kontroli, takie jak śmierć współmałżonka lub utrata pracy. Lęk przed potencjalnymi tragediami doprowadza nas do obsesji. Ludzie, którzy nie podejmują ryzyka, żyją w stanie lęku znacznie silniejszego, niż gdyby podejmowali wyzwania, niezbędne do zmniejszenia poczucia bezradności. Jak skutecznie powstrzymać wpływ lęku na moje życie? Jednym ze skutecznych sposobów, który pomaga mi w oswojeniu własnego lęku, jest postępowanie przede wszystkim według prawdy numer 2. Wiem też, że lęk zmniejsza swoją moc i z czasem znika, kiedy przyzwyczajam się do nowej aktywności. Kolejny sposób radzenia sobie z lękiem to obserwowanie swoich myśli i wyłapywanie tych negatywnych (osłabiających), a następnie zamiana ich na wspierający, pozytywny dialog wewnętrzny. Wiem jedno – negatywne myślenie odbiera siłę, a tym samym wywołuje lęk, który osłabia nasze poczucie wartości i powoduje, że przestajemy sobie ufać i w siebie wierzyć. Warto zauważać i wyłapywać te negatywne myśli na swój temat. Jak to zrobić? Jeśli czujesz się z jakąś myślą niewygodnie i wywołuje ona Twój niepokój, to jest to myśl z kategorii „osłabiaczy”. Możesz też zadać sobie pytania, którą pomogą Ci odkryć, jaki dialog wewnętrzny prowadzisz: Czy ta myśl mi służy? Czy ta myśl wspiera mnie w realizacji celu czy utrudnia jego osiągnięcie? Jak się czuję, kiedy myślę w ten sposób? Czy tak właśnie chcę się czuć? Im częściej myślisz pozytywnie o sobie i swoich szansach na spełnienie tego, czego pragniesz, z tym większą wiarą w siebie działasz, a tym samym zwiększasz swoje szanse powodzenia. Zachęcam do obserwacji swoich myśli, bo zmiana zaczyna się w głowie. Zauważ, co myślisz o sobie i swoich możliwościach. Jakie myśli na swój temat najczęściej przychodzą Ci do głowy? Jestem dobra/dobry w tym, co robię? Jestem ważna/ważny? Wierzę w siebie? Dam sobie radę? Czy może wręcz odwrotnie? Zrób też w tym tygodniu jedną rzecz, której bardzo pragniesz. Bój się i zrób to mimo wszystko! Dasz sobie radę! Powodzenia! Bernadetta Gilarska SKONTAKTUJ SIĘ ZE MNĄ, JEŚLI : stoisz przed zmianą swojej ścieżki zawodowej lub drogi życiowej chcesz poznać swoje mocne strony i pełniej wykorzystać swój potencjał szukasz odpowiedzi na to, co jest twoją pasją chcesz wzmocnić poczucie własnej wartości, pewność siebie i wiarę w siebie potrzebujesz odzyskać równowagę między życiem zawodowym a prywatnym chcesz realizować się w życiu i pracy zgodnie z własnymi wartościami i ze swoim potencjałem Kim jestem i co robię: Certyfikowany coach, konsultant kariery, specjalista ds. HR i szkoleń, twórca Jako coach wspieram w procesie zmiany na lepsze. Towarzyszę na drodze odkrywania siebie i życia w zgodzie z własnymi wartościami i ze swoim potencjałem. Pracuję w oparciu o kodeks etyczny i standardy Izby Coachingu. W swojej praktyce łączę różne techniki i metody, które pomagają mi w skuteczny sposób zaprowadzić moich klientów do celu. Posiadam ponad 12 lat doświadczeń pracy z ludźmi w sferze zawodowej i ponad 10 lat aktywnego samorozwoju. Jestem entuzjastką autentyczności, rozwoju osobistego i po prostu życia. Dlaczego tu jestem: Bo mam potrzebę dzielenia się z Tobą swoim doświadczeniem i spostrzeżeniami coachingowymi oraz inspirowania do zmiany, którą rozumiem jako umożliwienie pełniejszego realizowania własnego potencjału. Z czego jestem dumna w moim życiu: Z drogi, jaką przeszłam i ciągłego rozwoju. Moje słabości: Inspirujące książki i lody waniliowe :) Mój sprawdzony sposób na zły humor: Chwila tylko dla siebie, otoczenie siebie troską i sprawienie sobie przyjemności poprzez np. długi spacer, basen, ulubiony serial, inspirującą książkę, pyszne jedzenie. Największa zmiana w moim życiu: Bardzo ważny dla mnie proces zmian został zapoczątkowany 4 lata temu ( przeszłam własny proces coachingowy, uzyskałam certyfikat i licencję coacha, rozpoczęłam własną praktykę coachingową, odeszłam z korporacji, pozbyłam się szkodliwych dla mnie nawyków, zwolniłam tempo życia, wprowadziłam zdrowszy styl życia) i nadal trwa… Przede wszystkim zmienił się mój sposób myślenia i działania co przełożyło się na moje zdrowie oraz życie osobiste i zawodowe. Od tamtej pory staram się świadomie podążać ścieżką swojego serca i żyć w zgodzie z własnymi wartościami. Miejscowość i numer kontaktowy: Wrocław, a telefonicznie/Skype cała Polska. Tel. 690 502 917
Goście. Napisano Styczeń 15, 2018. co ty gadasz, ja jestem spokojna i maz tez. ujal mnie tym ze jest inteligentny, we wszystkim mnie wspiera, a jak jestem chora to potrafi z trzy razy z pracy
Pustynia to nie termin geograficzny, ale obraz egzystencji człowieka, także dzisiaj. Pustynia jest w ludzkim życiu realnie obecna. Jest częścią człowieka, życia, każdego oznacza słowo pustynia? W rozumieniu Biblii pustynia nie oznacza „przestrzeni wypełnionej piaskiem”. Pustynia jest raczej obrazem samotności, opuszczenia, wypalenia. Być na pustyni oznacza: nie mieć nikogo, nie móc się porozumieć, uginać się pod ciężarem, nie znajdować w niczym radości, być osowiałym, „wewnętrznie skurczonym” (Anselm z Canterbury). Pustynia to bezradność i uzależnienie od innych, rozpacz i uczucie, że ziemia zapada się pod stopami, wewnętrzna pustka i to nie termin geograficzny, ale obraz egzystencji człowieka, także także:Pytano starca na pustyni: W jaki sposób dusza nabiera pokory? Ten odpowiedziałTomasz Sartory, znany teolog katolicki, opisał kiedyś „sytuację pustyni” dzisiejszego człowieka w następujący sposób:Człowiek współczesny nie przemierza suchego, bezludnego kraju w dosłownym tego słowa znaczeniu. Mieszka w miastach. Ale czyż właśnie te gęsto zaludnione miasta nie są miejscami największej samotności i opuszczenia? Czyż nowoczesne mrówkowce nie stały się właśnie symbolem nowoczesnego odludzia? W wielu jednoosobowych celach ludzie urządzali sobie z czasem z coraz większą perfekcją i luksusem swoje pustelnie. Te cztery ściany, w których, zazwyczaj samotni, czekają na telefon, na wizytę, na coś, co przerwie rozpacz osamotnienia. Któż może w nieskończoność czytać, słuchać płyt, oglądać telewizję, czy też przygotowywać smakołyki na grillu. Tu mamy kawałek nowoczesnej pustyni, miejsce osamotnienia i się: samotność przybrała dziś przerażające rozmiary. Zewnętrznie ludzie coraz bardziej przybliżają się do siebie, ich serca jednak oddalają się od siebie. Sieć stosunków międzyludzkich porwana jest na strzępy. Jakże wielu z nas ma poczucie, że traci grunt pod nogami, czuje się opuszczonymi! Jakże wielu z nas nie ma się komu zwierzyć, załamuje się, traci odwagę, ulega poczuciu bezradności, niemożności przedsięwzięcia czegokolwiek, chciałoby najchętniej „ze sobą skończyć”.Na pustyni każdy jest całkiem sam. Dotyczy to ludzi biednych w tym samym stopniu, co bogatych. Nie ma tu nikogo, do kogo można by zaraz zadzwonić, zapytać, poprosić o radę czy informację. Pustynia jest nudna i jednostajna, ciągle to samo: słońce, wiatr i ma nic, co by mogło odwrócić naszą uwagę. Nie ma nikogo oprócz nas nikogo nie pozostawia bez echa. Stanowi całą rozpiętość fizycznych i duchowych cierpień, defekty psychiczne, granice naszego temperamentu. Także niepowodzenia i upadki, nieporozumienia i niezrozumienia, pogarda i pomówienie – wszystko to kryje w sobie słowo: to wszystko, co „przekreśla” nasze życie, co nas „krzyżuje”, co nam wchodzi w drogę: wszystko, co nas trapi, oczernia i hańbi, co przekreśla nasze plany, wszystko co nas męczy, hamuje i przeszkadza nam, co obraca w niwecz nasze trudy, wszystko, co nie pozwala nam się cieszyć, co nas boli, co nam kaleczy życie, nas nieomal także:Matki pustyni: jedna była… mnichem, inna mieszkała w grobowcuNiepowodzenia zawodowe, brak pracy, kłopoty z krążeniem, awans, który nas ominął; człowiek, który nam działa na nerwy albo odwrotnie: do którego czujemy nadmierną sympatię; ktoś, z kogo należałoby zrezygnować, ale się nie potrafi; uporczywe myśli i depresje; córka, która nie przeszła do następnej klasy, syn, który nie daje sobie rady w Ameryce, „niechęć do słuchania o kimkolwiek z samego tylko rozczarowania”, niemożność zaufania Bogu, bo nic się nie udało – cały ten barwny bałagan może kryć się pod pojęciem pustyni, przez którą musimy iść, co dzień, co – to nazwane i nienazwane fobie, poczucie straty i zawodu, błędne postawy i błędne gesty, drogi naokoło i drogi do nikąd, słuszne lub urojone poczucie winy; rozczarowania, które nie zawsze wyprowadzają z błędu; cierpienia i niezaspokojone potrzeby, dla których jeszcze nie znaleziono imienia, ale które można by sprowadzić do wspólnego mianownika: dłużej już się nie da, mimo, że by się która dosłownie rozbija się o chłód własnego dziecka; oszukana dziewczyna; rodzina, w której nikt już ze sobą nie rozmawia; żona, którą mąż zdradza, lub po prostu zostawia, wyrzuca jak „zużyty mebel”…Tak można by przytaczać szereg przykładów. Pustynia jest w ludzkim życiu realnie obecna. Jest częścią człowieka, życia, każdego życia, jak głowa jest częścią ciała. Nikt, patrząc na swoje życie nie może powiedzieć z czystym sumieniem: „Jestem bezgranicznie szczęśliwy. W moim życiu wszystko dotąd szło jak z płatka!” To byłoby wprowadzanie samego siebie w błąd, oszukiwanie samego siebie. Byłby to człowiek, który nigdy naprawdę nie żył. „Bezgranicznie szczęśliwy” to bajeczka dla grzecznych jest tak stara jak sama ludzkość. Doświadczały jej już wielkie postaci biblijne. Abraham, Mojżesz, Eliasz, Dawid, Jan Chrzciciel, Chrystus, Paweł – każdy z nich miał swoją pustynię, taką czy inną. Jedni doświadczali jej dłużej, inni krócej, jedni w większym, inni w mniejszym przykład Eliasz, prorok Starego Testamentu, miał wszystkiego dość i pragnął umrzeć, jak czytamy w Pierwszej Księdze Królewskiej (19,1nn). Jonasz nie poszedł do Niniwy i uciekł do Tarszisz (= Gibraltar), uważany wtedy za „koniec świata”. Św. Paweł, apostoł narodów, wzdychał nad swoim „nieszczęśliwym ciałem” (Rz 8,23); a Jezus wzdychał nad „złym i cudzołożnym plemieniem” (Mk 9,23; Mt 17,17; Łk 12,50; Mt 26,38).Przez cóż musiał przejść Dawid, który drogo musiał zapłacić za swoje cudzołóstwo, albo Jeremiasz, ten wspaniały i wrażliwy człowiek, który oddał Bogu swoje ostatnie siły! Jakże wzdychali przed laty autorzy psalmów równo 2700 lat temu: Jahwe, jak możesz do tego dopuścić, żeby złość ludzka tak nas prześladowała, abyśmy dusili się w błocie, aby woda sięgała nam po szyję, żeby porywał nas prąd! „Zbudź się Panie, dlaczego śpisz…?”Czytaj także:Abba Antoni: „Tak rób, a będziesz zbawiony”. Ojcowie pustyni wiedzą, co mówiąPrawo pustyni przewija się przez całą historię Kościoła, począwszy od Ojców Pustyni a skończywszy na św. Janie od Krzyża (1542–1591), wielkiej św. Teresie z Avila (1515–1582) i św. Ignacym Loyoli (1491–1556) aż do św. Edyty Stein (1891–1942). Najwyraźniej pustynia to ważna brama do przyszłości prawem pustyni spotykamy się też w naszym codziennym życiu. W tej pustyni przypominamy wyschniętą i popękaną ziemię, która woła o wodę. Ale czyż nie jest z drugiej strony prawdą: kto jest spragniony, ma nadzieję na to, że dostanie coś do picia?Pustynia, jeśli się na niej wytrwa, może stać się wielką życiową szansą. Okazuje się potem, że była to niepowtarzalna możliwość, aby dorosnąć, zdobyć wiedzę inaczej nieosiągalną. Pustynia ma niezwykłe znaczenie dla wewnętrznego dojrzewania człowieka, można wręcz powiedzieć: nieocenioną wartość.„Ludzie pokryci bliznami mają w sobie szczególny żar” (Gisbert Greshake), można było przeczytać swego czasu na jednej z kart kalendarza. Oznacza to: Ludzie Ci nauczyli się, że rany to jednocześnie egzamin z życia, klasówka z życia, aby wypróbować siłę, wewnętrzne przekonanie, charakter człowieka. W tym duchu pisze też Georg Moser, zmarły w 1988 biskup diecezji Rottenburg-Stuttgart, w swej książce: Auf dem Weg zu mir selbst:Cierpienie może uczynić nieczułym i zgorzkniałym; potrafi jednak też otworzyć nam oczy i podarować nam głębsze i klarowniejsze spojrzenie na świat. Burząc fasady i łamiąc lód na powierzchni naszej egzystencji, otwiera nas na nowe doświadczenia i nowe horyzonty. Doświadczenia pustyni nie da się niczym zastąpić. Ktoś kiedyś powiedział:Gdy zastanawiam się nad swoim życiem muszę przyznać: Najcenniejszymi godzinami mojego życia były te, kiedy wydawało mi się, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Często odkrywamy, że to, co z pozoru wygląda na nieszczęście, okazuje się wkrótce Ludwig Balling, misjonarz z zakonu Mariannhill, wyraża tę myśl w następujący sposób:Odnowa i nawrócenie możliwe są tylko dla tego, kto krzyżowi mówi tak. Bez krzyża – bez bólu, bez trudu i wysiłku nie ma prawdziwego postępu, również w życiu duchowym. Droga do wewnętrznej reformy prowadzi przez Golgotę. Napis w katedrze w Schleswig jest wyrazem prastarego doświadczenia: „Musimy codziennie umierać, aby nie umrzeć, kiedy będziemy umierać”. Nam, ludziom współczesnym trudno to pojąć. Myślimy „perfekcjonistycznie”. Wszystko musi być doskonałe i stawać się jeszcze doskonalsze: mieszkanie i wyposażenie, od robota kuchennego po telewizor. Do tego świata nie pasuje żaden krzyż, żaden ból, żadne cierpienie, żadna pustynia. Są jak gruba krecha, co przekreśla nasze osiągnięcia. Zdarzyło się to już uczniom: słowa o krzyżu wydawały im się ciemne, tak, że nie mogli ich zrozumieć (por. Łk 9,45).Zrozumieć tego się nie da, można w to tylko uwierzyć. Wiara to jednak więcej niż wiedza. Wiara jest łaską i Bóg chce byśmy o nią prosili. Kto się modli, pokona przeciwności lub może już je pokonał. Ale – nie każdy cierpiący znajduje drogę do wyzwalającej także:A jeśli przez „trudnego brata” mówi do nas Jezus? Ojcowie Pustyni piszą o „słabym punkcie”Fragment książki „Nie ma bezsensownych dróg” Reinhard Abeln, dr filozofii, ur. 1938, żonaty, dwoje dzieci; uzyskawszy niższy stopień nauczycielski, studiował filozofię, psychologię, pedagogikę i antropologię; od 1970 dziennikarz kościelnej prasy, wykładowca na Uniwersytecie Trzeciego Wieku; liczne publikacje dotyczące problemów życiowych, małżeńskich i Kner, prałat, ur. 1911, przez 40 lat duszpasterz parafialny w Studgarcie i Ulm, przez 13 lat kapelan w Klinice Psychiatrii i Neurologii w Rottweil-Rottenmünster, od 1988 proboszcz w stanie spoczynku w domu „Dobry Pasterz” w Untermarchtol; ma na koncie liczne kursy wyjazdowe i dni skupienia; autor licznych książek i broszur z poradami duszpasterskimi w ważnych życiowych problemach.
WjMDI6k.
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/63
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/135
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/114
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/279
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/73
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/97
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/194
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/63
  • 6ve3flh5rb.pages.dev/207
  • nie daje sobie rady w zyciu